Każdy chyba wie które
miejsce w piramidzie potrzeb Abrahama Maslowa zajmuje bezpieczeństwo. Jest to
ta potrzeba której gwarantowanie leży w gestii wszystkich władz danych państw,
ponieważ jest to coś czego zapewnienie obywatelom może powodować bardzo długi
okres kadencyjności i względny spokój w kraju. W kontekście pojedynczej
jednostki w ramach danego państwa mówimy o bezpieczeństwie ekonomicznym czy
ochrony zdrowia ale co jeśli chodzi o bezpieczeństwo życia ludzkiego nie w
kwestii wroga wewnętrznego, a zewnętrznego? Zewsząd bombardują nas informację,
że żyjemy w okresie bardzo bezpiecznym, ale czy na pewno? Czy nie jest to
iluzja stworzona tylko i wyłącznie po to aby manipulować ludźmi i móc być
panami ich bezpieczeństwa oraz ich życia i uczynić z nich niewolników? Właśnie
z tymi pytaniami postaram się zmierzyć w dalszej części tego tekstu.
Straszenie wojną, wrogimi
sąsiadami i napiętą sytuacją polityczną było i jest nadal jedną ze
skuteczniejszych metod walki politycznej, nie tylko w Polsce ale i na całym
świecie. Dlaczego tak jest? Ponieważ jest to prosta metoda zdobycia władzy,
ludzie wolą aby „opiekował się” nimi ktoś, kto uchroni ich przed często
wyimaginowanym wrogiem, a nie będzie się z nim bratał. Dzięki temu politycy
osiągają coraz większe umiejętności w graniu na ludzkiej potrzebie
bezpieczeństwa i niestety w tej grze zaczynają posuwać się zdecydowanie za
daleko.
ISIS, Al. – Kaida, Al.-Aksa,
Hamas, Hezbollah, IRA, ETA to nazwy tylko niektórych organizacji
terrorystycznych które funkcjonują i będą funkcjonować nadal pod cichym
przyzwoleniem władz w danych regionach, myślę, ze wielu zapewne złapało by się
właśnie za głowę mówiąc jak można sądzić, że te zbrodnicze organizacje mają
jakiekolwiek powiązania z często demokratycznie wybieranymi rządami? Oczywiście
nie pisze, że są one powiązane z kimś na szczeblach władzy, ale sądzę, że
istnienie tak radykalnej drugiej strony jest wyjątkowo na rękę niektórym
ludziom w garniturach przechadzającym się dzień w dzień po posadzkach rządowych
gabinetów. Nieudolność, kłamstwa, machlojki, złodziejstwo, to wszystko norma w
życiu politycznym. Jak jednak najlepiej przykrywać takie wybryki wysoko
postawionych osób? Zawsze można zastosować np. false flag czyli tzw. działania
pod obcą flagą, tajna operacja prowadzona przez rząd, korporacje lub inne
organizacje. Te operacje nie są ograniczone do działań wojennych, ale mogą i
występują również w czasie pokoju. Często celem jest obarczenie winą kogoś
innego np. wrogiego państwa, organizacji albo grupy etnicznej. Działania te są
często działaniami stricte terrorystycznymi, których skutkami obarcza się z
reguły organizacje terrorystyczne, a co za tym idzie nakręca spiralę
nienawiści.
Pisząc o terroryzmie
warto przytoczyć bardzo dobrą definicję tego zjawiska która określa go jako
umyślne działanie polegające na zabijaniu osób obiektywnie niewinnych względem
sprawcy lub powodujące znaczące obniżanie jakości ich życia. Działanie to jest
podejmowane w celu osiągnięcia określonych celów politycznych czy religijnych
poprzez zastraszenie ludności. Ta definicja dosyć ściśle
wyjaśnia czym jest terroryzm oraz pokazuje jakie znamiona czynu muszą zostać
spełnione aby mógł on nosić znamiona aktu terrorystycznego. Tak więc
zestawiając ją z definicją false flag można odnieść wrażenie, że po zagłębieniu
się w nie, da się znaleźć wiele punktów wspólnych. Czy to oznacza, że państwa w
sprawie osiągnięcia swoich celów dopuszczają się czynów terrorystycznych, które
jednak są łagodzone określeniami takimi jak interwencja pokojowa czy
humanitarna? W kontekście braków jasnych i klarownych dowodów na takie
działania, nie można podpierać się teoriami spiskowymi, a bazować na wiedzy
udokumentowanej i pewnej. Tak więc na pierwszy ogień w kwestii wyjaśnienia czy
moralnym jest atakowanie obcego państwa, zabijanie ludzi tylko dla własnych
korzyści, wezmę przykład wojny w Iraku. Jak wiadomo atak USA na reżim Saddama
Husajna był przez wiele osób określany jako bellum iustum czyli wojnę
sprawiedliwą. Tyran jakim był ówczesny władca Iraku zagrażał zarówno swoim
obywatelom jak i posiadając broń atomową całemu światu, taki przekaz płynął z
rządowej administracji Georga Busha dzięki któremu słupki poparcia dla tej interwencji
drastycznie wzrosły. Teraz wiemy już, że wszystko to okazało się podłym
kłamstwem i cała ta interwencja nie miała żadnego moralnego i etycznego wyjaśnienia.
Atak na Irak można aktualnie z pełną odpowiedzialnością nazwać atakiem na kraj
strategiczny w danym regionie. Siły koalicyjne NATO manipulując przekazem i
faktami postanowiły zdobyć kontrolę na bazowym w tamtych rejonach obszarem,
kosztem zdrowia i życia wielu żołnierzy i jeszcze większej liczbie zabitych wśród
ludności cywilnej. Czy takie działania można nazwać zgodnymi z ius in bello
czyli zasadami prawa w czasie wojny? Moim zdaniem absolutnie nie. Po pierwsze
zasada ius in bello mówi o wielu normach i prawach które strony walczące muszą
respektować, w ich skład wchodzą choćby kwestie związane z okupacją
nieprzyjacielskiego terytorium, ochronę osób cywilnych w tym ludności
nieprzyjacielskiego państwa, formy ochrony chorych i rannych, środki i metody
prowadzenia walki. Te zasadny oczywiście nie były absolutnie respektowane w
czasie tego konfliktu. Można wręcz powiedzieć, że były ordynarnie łamane o czym świadczy ilość zabitych cywilów (od
600-800tys osób) jak i udział po stronie sił pokojowych takich organizacji jak
Blackwater Worldwide. Jak widać w walce z terroryzmem, używa się bardzo
podobnych działań jakie on używa w swojej klasycznej formule, tylko, że
działania te są określane jako sprawiedliwe i potrzebne, a co za tym idzie
jeszcze bardziej uderzają w ludność której dotyczą.
Następną kwestią
antagonizującą „nas” i kraje bliskiego wschodu w kwestii zabierania im
bezpieczeństwa, spokoju oraz możliwości życia według ich standardów
moralno-etycznych jest tzw. szerzenie demokracji. Państwa zachodu jakby
umówione od kilkunastu lat starają się wmówić wszystkim, że ustrój polityczny
jaki reprezentują sprawdzi się wszędzie nawet w najbardziej dzikim zakątku
świata. Problem w tym, że oczywiście jest to stek bzdur i wmuszanie ludziom
czegoś co w ich kulturze, wierze i obyczajowości uznawane jest za pisząc
łagodnie, nie najlepsze rozwiązanie ustrojowe jest wręcz czynnością amoralną.
Do czego to wszystko prowadzi? Oczywiście do tworzenia się różnych grup
ekstremistycznych które z religijnymi hasłami na ustach zaczynają określać
siebie jako jedynych obrońców wspólnego dobra, z czasem uzyskując coraz większe
poparcie społeczne, a wraz z nim pewną cichą legitymizacje do prowadzenia
działań terrorystycznych. Działań które z biegiem czasu z racji swojego
charakteru dotykają osoby całkowicie postronne, nie mające nic wspólnego z
relacjami politycznymi między zaognionymi stronami konfliktu, osobę niewinną w
takiej sytuacji można definiować jako każdą osobę, która swoimi umyślnymi
działaniami nie zagraża bezpośrednio życiu terrorysty, ani reprezentowanym
przez niego osobom, a także bezpośrednio nie uniemożliwia prowadzenia przez
nich życia na poziomie uznanym za godziwy przez osoby niezaangażowane w
konflikt. Sądzę, że propaganda
demokratyczna na terenach bliskiego wschodu jest bardzo klarownym przykładem
utylitarystycznej zasady, mówiącej że czyny są dobre, jeżeli przyczyniają się
do szczęścia, złe, jeżeli przyczyniają się do czegoś przeciwnego. Przez szczęście
w tej koncepcji rozumie się przyjemność i brak cierpienia; przez nieszczęścia -
cierpienie i brak przyjemności. W tym przypadku to wszystko przyczynia się w
zdecydowany sposób do nieszczęścia i cierpienia wielu ludzi. Cierpień na które
patrzy cały świat i zazwyczaj nie potrafi lub nie chce zareagować. Setki
tysięcy uchodźców pozbawionych w swoich
ojczyznach dachów nad głową i poczucia bezpieczeństwa ryzykując życiem stara
się przedostać do bezpieczniejszych
zakątków świata, a to tylko dlatego, że ktoś zapragnął obalić przywódcę X i
zastąpić go przywódcą Y. Chęć kontroli nad światem płynąca z pewnych kręgów
kosztuje życie nie tysięcy a milionów cywilów, milionów ludzi którzy są
niewinni i nigdy nie powinni płacić życiem za zachcianki przywódcy w garniturze,
turbanie czy jarmułce. Wszyscy muszą w końcu zrozumieć, że zasada
multikulturowości nie przynosi nic dobrego bo zawsze będzie w niej ktoś kto
zechce aby to jego było na wierzchu, aby to jego zasady, normy i obyczaje były
ważniejsze od innych i tak właśnie dzieję się teraz. Wracając do pierwszego
mojego pytania, właśnie to sprawia, że bezpieczeństwo ludzi jest jednym z
największych kęsów politycznego tortu na jaki rzucają się wszyscy władcy,
kawałek tortu symbolizujący bezpieczeństwo nie jest jednak jak zwykły kawałek
ciasta, nie można go podzielić na jeszcze kilka części, nie teraz, nie w tym
świecie, nie w tej sytuacji geopolitycznej. Ten kawałek odpowiada
bezpieczeństwu tylko i wyłącznie jednej grupy. Wynika z tego dość klarowny wniosek, jeżeli nie można zapewnić
bezpieczeństwa wszystkim to nie można próbować go zapewniać. Właśnie te próby
które jak już pisałem zostały opanowane do perfekcji, prowadzą do takich tarć
między zwaśnionymi stronami. Ludzie żyją w iluzji bezpieczeństwa jakby pod
kopułą z której nie są w stania się wydostać, czują się zresztą w niej całkiem
dobrze dopóki nie zorientują się, że mogą mieć wpływ nie na wydostanie się z
niej, a próbę przejęcia w niej władzy. Wszystkie zamachy terrorystyczne nie są
atakami na tych niewinnych ludzi, są atakami na system który zmusza i pozwala
wielu do takiego, a nie innego sposobu walki o to aby jego pogląd był tym
niepodważalnym. Zamachy państwa islamskiego na terenach Europy nie mogą być
oceniane jako zamach na życie i zdrowie cywilów, jako podłość grupki ludzi dla
których życie ludzkie nie znaczy nic i potrafią zabić każdego tylko aby
osiągnąć swój cel. Myślę, ze dużo lepiej mówić w tym kontekście o zamachu na
system, na to co pozwoliło uwierzyć niektórym ludziom w to, że nikt nie będzie
wtrącał się do ich systemu wartości i pozwoli rozwijać swoją odrębność
niezależnie od politycznych gierek. Przykładem niech posłuży tu głośny zamach
na redakcję Charlie Hebdo. Oczywiście każdy akt terrorystyczny jest niemoralny
i to chcę mocno zaznaczyć, zabijanie niewinnych nawet w bardzo wydawać by się
mogło ważnej dla sprawcy dziedzinie nie jest moralnym usprawiedliwieniem
czyjejś śmierci. Nie zgadzam się z niektórymi stwierdzeniami mówiącymi o tym,
że w pewnej wyjątkowej sytuacji tylko poprzez zabicie niewinnych względem nas i
całkowicie bezbronnych ludzi w państwie X możemy z dużym prawdopodobieństwem
spowodować na tyle skuteczne zastraszenie w społeczeństwie tego państwa, że
spowoduje to rezygnację rządu tego państwa ze złej decyzji która może w konsekwencji
prowadzić do jakiś wyjątkowo złych konsekwencji. Po pierwsze nie możemy
pozbawiać kogoś życia tylko poprzez mgliste przewidywanie złego czynu jaki może
on wyrządzić oraz nie możemy decydować za ludzi z innych państw w kwestii
wyborów swoich władców, bo niby jaką legitymizację dobrych wyborów mamy i od
kogo jak nie od nas samych ją dostaliśmy? Wracając do sprawy Paryskich
zamachów, musimy sobie jasno uzmysłowić, że fanatyzm istnieje i istniał zawsze
oraz, że zawsze niósł śmierć niewinnych, jednak nic nie zaczyna się samo z
siebie. Czy gdy będę raz w tygodniu odkręcał kola w samochodzie nawet
najbardziej potulnego i ugodowego sąsiada mam pewność, że nigdy nie spotka mnie
z jego strony odwet? Oczywiście, że nie. Prześmiewcze rysunki wypuszczane przez
tą gazetę miały 3 grupy odbiorców, pierwszą tworzyli ludzie których to bawi,
drugą dla których jest to obojętne i trzecią którą karykatury (nie tylko
Mahometa, ale Papieża, Dalajlamy itd.) raniły. Czy w takim razie trzeba było w
imię zapewniania bezpieczeństwa obywateli i redakcji wyeliminować wszystkich
ludzi z 3 grupy będących na tzw. czarnej liście? Oczywiście, że nie. Twórcy
Charlie Hebdo, żyli w społeczeństwie mocno laickim jakim jest społeczeństwo
francuskie do którego jednak pozwolono wkroczyć ludziom z całkowicie innymi
wartościami dla których często było to zderzenie dwóch światów. I nie jest to
ich wina, ponieważ są to często słabo wykształceni i nie umiejący się odnaleźć
w nowym otoczeniu uchodźcy którzy nie znają świata poza swoimi wąskim horyzontami.
Nie mają też gdzie wracać, bo ekspansja mylnie rozumianych praw człowieka
często dosłownie spaliła ich dotychczasowe życie i perspektywy rozwoju
w swojej kulturze. Tak więc nie potrafiąc dostosować się, do danych warunków
kulturowych lub czując, że nie są do końca szanowani posuwają się do prób
karcenia ustroju (który pozwala im przeżyć ale nie żyć) poprzez czyny które
daleko odbiegają od moralnie uzasadnionych. Jednak winą za takie, a nie inne sytuację
obarczałbym jednak w zdecydowanej większość nie samych wykonawców, a tych
którzy nimi sterują. I nie chodzi tu tylko o tych ludzi którzy wydają
bezpośrednie rozkazy, czy to w wojsku, czy to w terrorystycznej organizacji.
Chodzi o tych którzy zapewniają, że to co czynią jest dobre, a tak naprawdę
sieją wiatr z którego burze zbierają nie oni, tylko całkowicie niewinni ludzie.
Czy więc żyjemy naprawdę
w czasach bezpiecznych? Na to pytanie można odpowiedzieć dwojako, z racji tego,
że perspektywa wojen światowych jest dość odległa można stwierdzić, że jako
takiego masowego niebezpieczeństwa nie ma, jednak działania terrorystyczne czy
wojenne które aktualnie obserwujemy nie pozwalają czuć się bezpiecznie
człowiekowi jako jednostce. W praktycznie każdym zakątku świata idąc do sklepu
możemy być zastrzeleni przez grupę osób
która będzie w ten sposób chciała pokazać swoją wyższość nad inną grupą i
ukazać swój protest w stosunku do działań które są przeciw nim wymierzane.
Działań, których nie chcemy zatrzymać, sądząc błędnie, że zawsze wiemy co
będzie dobre dla drugiego człowieka i że to my, a nie oni jesteśmy panami ich
życia i losu. Bo czy etycznym można nazwać nakazywanie drugiemu człowiekowi
życia na wzór swoich wartości moralnych? Czy nie można odejść od tego systemu
który pęta innym nogi i ręce skazując ich na nieustaną wewnętrzną walkę z
wszelkimi przeciwnościami. Mówi się, że teraz mamy do czynienia z ogromną
ilością wolności, lecz czy wolność można
spisać na kartce? Czy właśnie to nie jest przyczyną tworzenia iluzji
bezpieczeństwa? Człowiek sądzi, że może wszystko, że granice tworzy tylko jego
własna moralność i to aby przez jego zachowanie nie cierpiał drugi człowiek.
Niestety w toku życia orientuję się, że to nie on ustala swój margines błędu,
że to nie on odpowiada za swoje dobro, bo nawet wtedy kiedy będzie robił
wszystko w zgodzie ze sobą w każdym momencie może nie spodobać się to tym,
którzy chcą na każdym kroku kontrolować jego wybory. Człowiek nie ma praw, nie
ma wolności, ma iluzję tego, że jest w centrum, że jest najważniejszy.
Istnienie bezpiecznego świata i pozwolenie człowiekowi na decydowanie o swojej
moralność bez czegoś lub kogoś nad nim jest niemożliwe do osiągnięcia. I nie
chodzi tu tylko i wyłącznie o to, że człowiek sam nie da sobie rady. Bo da. Chodzi
o to aby mieć nad nim kontrolę, móc zabić w nim jego własne „JA” i wszczepić
gen iluzji przez który wszystko co zobaczy będzie przyjmował za pewnik. Do tego
idziemy jako cywilizacja, do stworzenia armii robotów pracujących na Pana,
która to armia będzie posłuszna tylko wtedy kiedy w ramach kontrastu utrzymane
zostaną jednostki mogące móc ją zastraszyć, a zastraszą ją najlepiej gdy będzie
sądzić, że zawsze jest bezpieczna, że nic jej nie grozi. Tworzy się niewolnictwo
XXI wieku które stara się uczynić ludzi dokładnie takimi o jakich mówił
Arystoteles, „niewolnikami z natury” dla których stan niewoli jest
"zarówno pożyteczny, jak i sprawiedliwy" a rozum dostrzegają tylko u
innych, a nie u siebie. Sprowadza się człowieka do roli narzędzia nie
potrafiącego dążyć do prawdziwych celów. Trzeba mieć duszę niewolnika, ażeby
"wybrać tryb życia odpowiedni dla bydła" i celem życia uczynić
wartości hedonistyczne. Sprzeciwianie się takiemu obrotowi sprawy prowadzi nie
tylko do ataków terroru i wojen, ale również to powolnego upadku ogólnego poczucia
prawdziwego bezpieczeństwa bo Ci którzy dożą do takiego stanu rzeczy stoją po
każdej ze stron barykady i nie zawahają się użyć wszystkich dostępnych sobie
dział.