środa, 15 lipca 2015

Niebezpieczna gra

Każdy chyba wie które miejsce w piramidzie potrzeb Abrahama Maslowa zajmuje bezpieczeństwo. Jest to ta potrzeba której gwarantowanie leży w gestii wszystkich władz danych państw, ponieważ jest to coś czego zapewnienie obywatelom może powodować bardzo długi okres kadencyjności i względny spokój w kraju. W kontekście pojedynczej jednostki w ramach danego państwa mówimy o bezpieczeństwie ekonomicznym czy ochrony zdrowia ale co jeśli chodzi o bezpieczeństwo życia ludzkiego nie w kwestii wroga wewnętrznego, a zewnętrznego? Zewsząd bombardują nas informację, że żyjemy w okresie bardzo bezpiecznym, ale czy na pewno? Czy nie jest to iluzja stworzona tylko i wyłącznie po to aby manipulować ludźmi i móc być panami ich bezpieczeństwa oraz ich życia i uczynić z nich niewolników? Właśnie z tymi pytaniami postaram się zmierzyć w dalszej części tego tekstu.
Straszenie wojną, wrogimi sąsiadami i napiętą sytuacją polityczną było i jest nadal jedną ze skuteczniejszych metod walki politycznej, nie tylko w Polsce ale i na całym świecie. Dlaczego tak jest? Ponieważ jest to prosta metoda zdobycia władzy, ludzie wolą aby „opiekował się” nimi ktoś, kto uchroni ich przed często wyimaginowanym wrogiem, a nie będzie się z nim bratał. Dzięki temu politycy osiągają coraz większe umiejętności w graniu na ludzkiej potrzebie bezpieczeństwa i niestety w tej grze zaczynają posuwać się zdecydowanie za daleko.
ISIS, Al. – Kaida, Al.-Aksa, Hamas, Hezbollah, IRA, ETA to nazwy tylko niektórych organizacji terrorystycznych które funkcjonują i będą funkcjonować nadal pod cichym przyzwoleniem władz w danych regionach, myślę, ze wielu zapewne złapało by się właśnie za głowę mówiąc jak można sądzić, że te zbrodnicze organizacje mają jakiekolwiek powiązania z często demokratycznie wybieranymi rządami? Oczywiście nie pisze, że są one powiązane z kimś na szczeblach władzy, ale sądzę, że istnienie tak radykalnej drugiej strony jest wyjątkowo na rękę niektórym ludziom w garniturach przechadzającym się dzień w dzień po posadzkach rządowych gabinetów. Nieudolność, kłamstwa, machlojki, złodziejstwo, to wszystko norma w życiu politycznym. Jak jednak najlepiej przykrywać takie wybryki wysoko postawionych osób? Zawsze można zastosować np. false flag czyli tzw. działania pod obcą flagą, tajna operacja prowadzona przez rząd, korporacje lub inne organizacje. Te operacje nie są ograniczone do działań wojennych, ale mogą i występują również w czasie pokoju. Często celem jest obarczenie winą kogoś innego np. wrogiego państwa, organizacji albo grupy etnicznej. Działania te są często działaniami stricte terrorystycznymi, których skutkami obarcza się z reguły organizacje terrorystyczne, a co za tym idzie nakręca spiralę nienawiści.


Pisząc o terroryzmie warto przytoczyć bardzo dobrą definicję tego zjawiska która określa go jako umyślne działanie polegające na zabijaniu osób obiektywnie niewinnych względem sprawcy lub powodujące znaczące obniżanie jakości ich życia. Działanie to jest podejmowane w celu osiągnięcia określonych celów politycznych czy religijnych poprzez zastraszenie ludności. Ta definicja dosyć ściśle wyjaśnia czym jest terroryzm oraz pokazuje jakie znamiona czynu muszą zostać spełnione aby mógł on nosić znamiona aktu terrorystycznego. Tak więc zestawiając ją z definicją false flag można odnieść wrażenie, że po zagłębieniu się w nie, da się znaleźć wiele punktów wspólnych. Czy to oznacza, że państwa w sprawie osiągnięcia swoich celów dopuszczają się czynów terrorystycznych, które jednak są łagodzone określeniami takimi jak interwencja pokojowa czy humanitarna? W kontekście braków jasnych i klarownych dowodów na takie działania, nie można podpierać się teoriami spiskowymi, a bazować na wiedzy udokumentowanej i pewnej. Tak więc na pierwszy ogień w kwestii wyjaśnienia czy moralnym jest atakowanie obcego państwa, zabijanie ludzi tylko dla własnych korzyści, wezmę przykład wojny w Iraku. Jak wiadomo atak USA na reżim Saddama Husajna był przez wiele osób określany jako bellum iustum czyli wojnę sprawiedliwą. Tyran jakim był ówczesny władca Iraku zagrażał zarówno swoim obywatelom jak i posiadając broń atomową całemu światu, taki przekaz płynął z rządowej administracji Georga Busha dzięki któremu słupki poparcia dla tej interwencji drastycznie wzrosły. Teraz wiemy już, że wszystko to okazało się podłym kłamstwem i cała ta interwencja nie miała żadnego moralnego i etycznego wyjaśnienia. Atak na Irak można aktualnie z pełną odpowiedzialnością nazwać atakiem na kraj strategiczny w danym regionie. Siły koalicyjne NATO manipulując przekazem i faktami postanowiły zdobyć kontrolę na bazowym w tamtych rejonach obszarem, kosztem zdrowia i życia wielu żołnierzy i jeszcze większej liczbie zabitych wśród ludności cywilnej. Czy takie działania można nazwać zgodnymi z ius in bello czyli zasadami prawa w czasie wojny? Moim zdaniem absolutnie nie. Po pierwsze zasada ius in bello mówi o wielu normach i prawach które strony walczące muszą respektować, w ich skład wchodzą choćby kwestie związane z okupacją nieprzyjacielskiego terytorium, ochronę osób cywilnych w tym ludności nieprzyjacielskiego państwa, formy ochrony chorych i rannych, środki i metody prowadzenia walki. Te zasadny oczywiście nie były absolutnie respektowane w czasie tego konfliktu. Można wręcz powiedzieć, że były ordynarnie łamane  o czym świadczy ilość zabitych cywilów (od 600-800tys osób) jak i udział po stronie sił pokojowych takich organizacji jak Blackwater Worldwide. Jak widać w walce z terroryzmem, używa się bardzo podobnych działań jakie on używa w swojej klasycznej formule, tylko, że działania te są określane jako sprawiedliwe i potrzebne, a co za tym idzie jeszcze bardziej uderzają w ludność której dotyczą.
Następną kwestią antagonizującą „nas” i kraje bliskiego wschodu w kwestii zabierania im bezpieczeństwa, spokoju oraz możliwości życia według ich standardów moralno-etycznych jest tzw. szerzenie demokracji. Państwa zachodu jakby umówione od kilkunastu lat starają się wmówić wszystkim, że ustrój polityczny jaki reprezentują sprawdzi się wszędzie nawet w najbardziej dzikim zakątku świata. Problem w tym, że oczywiście jest to stek bzdur i wmuszanie ludziom czegoś co w ich kulturze, wierze i obyczajowości uznawane jest za pisząc łagodnie, nie najlepsze rozwiązanie ustrojowe jest wręcz czynnością amoralną. Do czego to wszystko prowadzi? Oczywiście do tworzenia się różnych grup ekstremistycznych które z religijnymi hasłami na ustach zaczynają określać siebie jako jedynych obrońców wspólnego dobra, z czasem uzyskując coraz większe poparcie społeczne, a wraz z nim pewną cichą legitymizacje do prowadzenia działań terrorystycznych. Działań które z biegiem czasu z racji swojego charakteru dotykają osoby całkowicie postronne, nie mające nic wspólnego z relacjami politycznymi między zaognionymi stronami konfliktu, osobę niewinną w takiej sytuacji można definiować jako każdą osobę, która swoimi umyślnymi działaniami nie zagraża bezpośrednio życiu terrorysty, ani reprezentowanym przez niego osobom, a także bezpośrednio nie uniemożliwia prowadzenia przez nich życia na poziomie uznanym za godziwy przez osoby niezaangażowane w konflikt. Sądzę, że propaganda demokratyczna na terenach bliskiego wschodu jest bardzo klarownym przykładem utylitarystycznej zasady, mówiącej że czyny są dobre, jeżeli przyczyniają się do szczęścia, złe, jeżeli przyczyniają się do czegoś przeciwnego. Przez szczęście w tej koncepcji rozumie się przyjemność i brak cierpienia; przez nieszczęścia - cierpienie i brak przyjemności. W tym przypadku to wszystko przyczynia się w zdecydowany sposób do nieszczęścia i cierpienia wielu ludzi. Cierpień na które patrzy cały świat i zazwyczaj nie potrafi lub nie chce zareagować. Setki tysięcy uchodźców  pozbawionych w swoich ojczyznach dachów nad głową i poczucia bezpieczeństwa ryzykując życiem stara się przedostać  do bezpieczniejszych zakątków świata, a to tylko dlatego, że ktoś zapragnął obalić przywódcę X i zastąpić go przywódcą Y. Chęć kontroli nad światem płynąca z pewnych kręgów kosztuje życie nie tysięcy a milionów cywilów, milionów ludzi którzy są niewinni i nigdy nie powinni płacić życiem za zachcianki przywódcy w garniturze, turbanie czy jarmułce. Wszyscy muszą w końcu zrozumieć, że zasada multikulturowości nie przynosi nic dobrego bo zawsze będzie w niej ktoś kto zechce aby to jego było na wierzchu, aby to jego zasady, normy i obyczaje były ważniejsze od innych i tak właśnie dzieję się teraz. Wracając do pierwszego mojego pytania, właśnie to sprawia, że bezpieczeństwo ludzi jest jednym z największych kęsów politycznego tortu na jaki rzucają się wszyscy władcy, kawałek tortu symbolizujący bezpieczeństwo nie jest jednak jak zwykły kawałek ciasta, nie można go podzielić na jeszcze kilka części, nie teraz, nie w tym świecie, nie w tej sytuacji geopolitycznej. Ten kawałek odpowiada bezpieczeństwu tylko i wyłącznie jednej grupy. Wynika z tego dość  klarowny wniosek, jeżeli nie można zapewnić bezpieczeństwa wszystkim to nie można próbować go zapewniać. Właśnie te próby które jak już pisałem zostały opanowane do perfekcji, prowadzą do takich tarć między zwaśnionymi stronami. Ludzie żyją w iluzji bezpieczeństwa jakby pod kopułą z której nie są w stania się wydostać, czują się zresztą w niej całkiem dobrze dopóki nie zorientują się, że mogą mieć wpływ nie na wydostanie się z niej, a próbę przejęcia w niej władzy. Wszystkie zamachy terrorystyczne nie są atakami na tych niewinnych ludzi, są atakami na system który zmusza i pozwala wielu do takiego, a nie innego sposobu walki o to aby jego pogląd był tym niepodważalnym. Zamachy państwa islamskiego na terenach Europy nie mogą być oceniane jako zamach na życie i zdrowie cywilów, jako podłość grupki ludzi dla których życie ludzkie nie znaczy nic i potrafią zabić każdego tylko aby osiągnąć swój cel. Myślę, ze dużo lepiej mówić w tym kontekście o zamachu na system, na to co pozwoliło uwierzyć niektórym ludziom w to, że nikt nie będzie wtrącał się do ich systemu wartości i pozwoli rozwijać swoją odrębność niezależnie od politycznych gierek. Przykładem niech posłuży tu głośny zamach na redakcję Charlie Hebdo. Oczywiście każdy akt terrorystyczny jest niemoralny i to chcę mocno zaznaczyć, zabijanie niewinnych nawet w bardzo wydawać by się mogło ważnej dla sprawcy dziedzinie nie jest moralnym usprawiedliwieniem czyjejś śmierci. Nie zgadzam się z niektórymi stwierdzeniami mówiącymi o tym, że w pewnej wyjątkowej sytuacji tylko poprzez zabicie niewinnych względem nas i całkowicie bezbronnych ludzi w państwie X możemy z dużym prawdopodobieństwem spowodować na tyle skuteczne zastraszenie w społeczeństwie tego państwa, że spowoduje to rezygnację rządu tego państwa ze złej decyzji która może w konsekwencji prowadzić do jakiś wyjątkowo złych konsekwencji. Po pierwsze nie możemy pozbawiać kogoś życia tylko poprzez mgliste przewidywanie złego czynu jaki może on wyrządzić oraz nie możemy decydować za ludzi z innych państw w kwestii wyborów swoich władców, bo niby jaką legitymizację dobrych wyborów mamy i od kogo jak nie od nas samych ją dostaliśmy? Wracając do sprawy Paryskich zamachów, musimy sobie jasno uzmysłowić, że fanatyzm istnieje i istniał zawsze oraz, że zawsze niósł śmierć niewinnych, jednak nic nie zaczyna się samo z siebie. Czy gdy będę raz w tygodniu odkręcał kola w samochodzie nawet najbardziej potulnego i ugodowego sąsiada mam pewność, że nigdy nie spotka mnie z jego strony odwet? Oczywiście, że nie. Prześmiewcze rysunki wypuszczane przez tą gazetę miały 3 grupy odbiorców, pierwszą tworzyli ludzie których to bawi, drugą dla których jest to obojętne i trzecią którą karykatury (nie tylko Mahometa, ale Papieża, Dalajlamy itd.) raniły. Czy w takim razie trzeba było w imię zapewniania bezpieczeństwa obywateli i redakcji wyeliminować wszystkich ludzi z 3 grupy będących na tzw. czarnej liście? Oczywiście, że nie. Twórcy Charlie Hebdo, żyli w społeczeństwie mocno laickim jakim jest społeczeństwo francuskie do którego jednak pozwolono wkroczyć ludziom z całkowicie innymi wartościami dla których często było to zderzenie dwóch światów. I nie jest to ich wina, ponieważ są to często słabo wykształceni i nie umiejący się odnaleźć w nowym otoczeniu uchodźcy którzy nie znają świata poza swoimi wąskim horyzontami. Nie mają też gdzie wracać, bo ekspansja mylnie rozumianych praw człowieka często dosłownie  spaliła  ich dotychczasowe życie i perspektywy rozwoju w swojej kulturze. Tak więc nie potrafiąc dostosować się, do danych warunków kulturowych lub czując, że nie są do końca szanowani posuwają się do prób karcenia ustroju (który pozwala im przeżyć ale nie żyć) poprzez czyny które daleko odbiegają od moralnie uzasadnionych. Jednak  winą za takie, a nie inne sytuację obarczałbym jednak w zdecydowanej większość nie samych wykonawców, a tych którzy nimi sterują. I nie chodzi tu tylko o tych ludzi którzy wydają bezpośrednie rozkazy, czy to w wojsku, czy to w terrorystycznej organizacji. Chodzi o tych którzy zapewniają, że to co czynią jest dobre, a tak naprawdę sieją wiatr z którego burze zbierają nie oni, tylko całkowicie niewinni ludzie.
Czy więc żyjemy naprawdę w czasach bezpiecznych? Na to pytanie można odpowiedzieć dwojako, z racji tego, że perspektywa wojen światowych jest dość odległa można stwierdzić, że jako takiego masowego niebezpieczeństwa nie ma, jednak działania terrorystyczne czy wojenne które aktualnie obserwujemy nie pozwalają czuć się bezpiecznie człowiekowi jako jednostce. W praktycznie każdym zakątku świata idąc do sklepu możemy być zastrzeleni  przez grupę osób która będzie w ten sposób chciała pokazać swoją wyższość nad inną grupą i ukazać swój protest w stosunku do działań które są przeciw nim wymierzane. Działań, których nie chcemy zatrzymać, sądząc błędnie, że zawsze wiemy co będzie dobre dla drugiego człowieka i że to my, a nie oni jesteśmy panami ich życia i losu. Bo czy etycznym można nazwać nakazywanie drugiemu człowiekowi życia na wzór swoich wartości moralnych? Czy nie można odejść od tego systemu który pęta innym nogi i ręce skazując ich na nieustaną wewnętrzną walkę z wszelkimi przeciwnościami. Mówi się, że teraz mamy do czynienia z ogromną ilością  wolności, lecz czy wolność można spisać na kartce? Czy właśnie to nie jest przyczyną tworzenia iluzji bezpieczeństwa? Człowiek sądzi, że może wszystko, że granice tworzy tylko jego własna moralność i to aby przez jego zachowanie nie cierpiał drugi człowiek. Niestety w toku życia orientuję się, że to nie on ustala swój margines błędu, że to nie on odpowiada za swoje dobro, bo nawet wtedy kiedy będzie robił wszystko w zgodzie ze sobą w każdym momencie może nie spodobać się to tym, którzy chcą na każdym kroku kontrolować jego wybory. Człowiek nie ma praw, nie ma wolności, ma iluzję tego, że jest w centrum, że jest najważniejszy. Istnienie bezpiecznego świata i pozwolenie człowiekowi na decydowanie o swojej moralność bez czegoś lub kogoś nad nim jest niemożliwe do osiągnięcia. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o to, że człowiek sam nie da sobie rady. Bo da. Chodzi o to aby mieć nad nim kontrolę, móc zabić w nim jego własne „JA” i wszczepić gen iluzji przez który wszystko co zobaczy będzie przyjmował za pewnik. Do tego idziemy jako cywilizacja, do stworzenia armii robotów pracujących na Pana, która to armia będzie posłuszna tylko wtedy kiedy w ramach kontrastu utrzymane zostaną jednostki mogące móc ją zastraszyć, a zastraszą ją najlepiej gdy będzie sądzić, że zawsze jest bezpieczna, że nic jej nie grozi. Tworzy się niewolnictwo XXI wieku które stara się uczynić ludzi dokładnie takimi o jakich mówił Arystoteles, „niewolnikami z natury” dla których stan niewoli jest "zarówno pożyteczny, jak i sprawiedliwy" a rozum dostrzegają tylko u innych, a nie u siebie. Sprowadza się człowieka do roli narzędzia nie potrafiącego dążyć do prawdziwych celów. Trzeba mieć duszę niewolnika, ażeby "wybrać tryb życia odpowiedni dla bydła" i celem życia uczynić wartości hedonistyczne. Sprzeciwianie się takiemu obrotowi sprawy prowadzi nie tylko do ataków terroru i wojen, ale również to powolnego upadku ogólnego poczucia prawdziwego bezpieczeństwa bo Ci którzy dożą do takiego stanu rzeczy stoją po każdej ze stron barykady i nie zawahają się użyć wszystkich dostępnych sobie dział.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

izzyKONTO